poniedziałek, 14 stycznia 2013

Noc w BUW-ie

Wprowadzenie 

BUW - Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego. 
Od kilku lat, przed sesją egzaminacyjną i w czasie jej trwania, biblioteka jest otwarta dla studentów do godziny piątej nad ranem. W nocy zamknięta jest wypożyczalnia i z wyjątkiem ochroniarzy przy wejściu, właściwie nie ma pracowników.


No to do rzeczy...

Ostatni rok studiów, ostatni egzamin w sesji zimowej, wiedziałam, że nie mogę tego zawalić. Czułam, że moja metoda nauki na ostatnią chwilę przed zaliczeniem, tym razem może okazać się zawodna. Postanowiłam wziąć się do pracy kilka dni przed egzaminem, ale w domu kompletnie nie mogłam się skoncentrować - Facebook, czat, blogi, YouTube i w ogóle. Była dziewiętnasta, wiedziałam, że jeśli zostanę w mieszkaniu, plany uczenia się legną w gruzach. Szybka decyzja - pakuję notatki, zagadnienia, zeszyt i jadę do BUW-u. 

Przeszłam się między regałami, szybko znalazłam potrzebne mi książki, ich lokalizację znałam już na pamięć. Mimo, że o tej godzinie było jeszcze bardzo dużo studentów, udało mi się zająć moje ulubione miejsce w dziale z publikacjami poruszającymi kwestie językowe. Od razu zabrałam się za opracowywanie kolejnych zagadnień na egzamin. Praca pochłonęła mnie tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy minęła północ a miejsca obok mnie prawie całkowicie opustoszały. Zamknęłam książki, strony, z których korzystałam założyłam notatkami, do torebki pozbierałam osobiste rzeczy. Wszystko zostawiłam na stoliku. Przeciągnęłam się na krześle i uznałam, że czas się przejść.

Kolejny raz nogi same powiodły mnie w kierunku regałów z literaturą francuską. Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz postanowiłam poszukać utworów de Sade'a, ale kiedy już je odkryłam, zagłębiałam się w nich przy każdej dłuższej wizycie w bibliotece. Znów wybrałam "120 dni Sodomy" opatrzone czerwoną naklejką - nie można wypożyczać. Zabrałam do stolika tę zdecydowanie najbardziej perwersyjną i obsceniczną książkę, jaką kiedykolwiek trzymałam w dłoniach.

Na blacie rozłożyłam podręczniki i notatki, wyjęłam przybory do pisania. Zależało mi na tym, żeby potencjalni obserwatorzy uznali, że się po prostu uczę, zresztą, byłam pewna, że każdy jest zajęty sobą, tym bardziej, o tak późnej porze. Zaczęłam kartkować dzieło słynnego Markiza. Kiedy próbowałam znaleźć miejsce, w którym skończyłam czytać ostatnio, poczułam, że mimowolnie się podniecam. W czasie poprzednich wizyt przebrnęłam przez skrajnie zboczone opowieści Duclos i Champville. Przyszedł czas, aby przeczytać nieprzyzwoitą spowiedź kolejnej z prostytutek - Martaine. Mimo tego, że za żadne skarby nie chciałabym przeżyć tego, co ona, moje ciało reagowało na słowa jednoznacznie. Czułam, że jestem coraz bardziej mokra a wilgocią z mojej rozgrzanej cipki przesiąkł już nie tylko materiał majtek, ale i rajstopy. Założyłam nogę na nogę i miarowo zaciskałam uda i mięśnie pochwy. Było to niesamowicie trudne, ale za wszelką cenę starałam się nie dać po sobie poznać, że za chwilę będę miała orgazm. W takim stanie nie mogłam kontrolować całego ciała. Plecy miałam nienaturalnie wyprostowane, dłonie przyciskałam do blatu z taką siłą, że pobielały mi palce, głowę odchyliłam do tyłu. Zamknęłam oczy. Czułam, że jeszcze chwila, jeszcze kilka tych zbyt płytkich oddechów, jeszcze moment i odlecę...

 - Nie odwracaj się. - usłyszałam głęboki męski głos za swoimi plecami. - Nie odwracaj się. Nie otwieraj oczu. Wiem, co robisz. Wiem, jaką książkę czytasz. Obserwowałem cię tu już wcześniej. Nie wolno ci teraz dojść. Nie wolno! Rozumiesz? 
W jednej chwili cała zdrętwiałam, miałam wrażenie, że przestałam oddychać. Z wielkim trudem pokonałam opór własnego ciała i prawie niezauważalnie kiwnęłam głową. 
- Przyjdziesz do toalety. Tej dużej, dla niepełnosprawnych. Na klamce od wewnętrznej strony będzie wisiała czarna opaska. Zawiążesz nią sobie oczy, staniesz twarzą w kierunku drzwi i spleciesz ręce z tyłu za głową. W tej pozycji będziesz na mnie czekać. Rozumiesz?
Znów lekki ruch głową. Mimo początkowego szoku, doskonale rozumiałam, co do mnie mówi, za to kompletnie nie rozumiałam tej chorej sytuacji. Niestety, moje ciało, znów wbrew mojej woli, reagowało jeszcze większym podnieceniem. Chciałam uciec i jednocześnie pragnęłam poddać się rozkazom tego obcego faceta. 
- Nie uciekniesz. - Jakby słyszał moje myśli. - Chcesz tego. Ja to wiem i ty to wiesz. Nie otwieraj oczu. Nie odwracaj się. Kiedy dam Ci znak, zacznij liczyć do sześćdziesięciu. Policz i spójrz na zegarek. Kiedy minie pięć minut, wstań i idź do toalety. Resztę instrukcji już znasz. Zaczynaj.

Byłam tak roztrzęsiona, że z trudem przypominałam sobie kolejne cyfry i liczby. Nie da się opisać, jaką potężną wojnę stoczyłam ze sobą w ciągu tych sześciu minut. Ostateczne starcie wygrał mój wewnętrzny diabeł. Znów poskładałam wszystkie książki i papiery, "120 dni Sodomy" ukryłam na samym dnie. Torebkę i sweterek zostawiłam na krześle. Szybkim, ale niezbyt pewnym krokiem skierowałam się w wyznaczone miejsce. Patrzyłam prosto przed siebie, bałam się rozglądać na boki. Nacisnęłam klamkę. W środku rzeczywiście wisiała opaska. Kawałek czarnego delikatnego jedwabiu, złożony kilka razy i przeszyty w paru miejscach. Domyśliłam się, że po to, żeby nic nie prześwitywało. Ustawiłam się tak, jak mi kazał ten... On. Dopiero wtedy zawiązałam opaskę na oczach. Uniosłam ręce i splotłam na karku. Drugi raz tej nocy ogarnęło mnie prawdziwe przerażenie. Chyba jeszcze większe i gorsze niż to pierwsze. Stałam tam, jak idiotka a każda sekunda dłużyła się niesamowicie. 

Usłyszałam odgłos najpierw otwieranych, potem zamykanych drzwi i dźwięk przekręcanego zamka. Drżałam coraz mocniej. Naprawdę chciałam stać spokojnie, ale wybuchowa mieszanka strachu i podniecenia zdecydowanie nie ułatwiała mi trwania w moim postanowieniu. Zupełnie nieracjonalnie chciałam dojrzeć coś w granatowoczarnej ciemności. Mój wyostrzony słuch i zmysł orientacji podpowiadał mi, że Mężczyzna wciąż stoi przy drzwiach. Wydawało mi się, że ten stan trwa całą wieczność. W końcu usłyszałam kroki, poczułam zapach nieznanych mi perfum i wreszcie dotyk. Drgnęłam mocniej, ale po chwili poddałam się pieszczocie. Głaskał mnie po policzku. Chyba wierzchem dłoni.
- Jesteś piękną suką. Do twarzy ci z tym przerażeniem. - Nie przestawał muskać mojego policzka, a ja zastanawiałam się, skąd tyle o mnie wie. Jestem suką... - Wiem, że Ci dobrze, ale lubisz też to. - Poczułam mocne uderzenie otwartą dłonią. Ostry piekący ból na chwilę całkowicie pochłonął moje myśli.

Gdy już ocknęłam się z tego chwilowego letargu, dotarło do mnie, że Mężczyzna dotyka mnie coraz mocniej i śmielej. Bluzkę z i tak sporym już dekoltem pociągnął w dół w taki sposób, że odsłoniła stanik. Bez trudu wydostał z niego moje piersi, zaczął je ugniatać, ściskać sutki. Usłyszałam jęki, moje jęki. MOJE JĘKI. Jęki i urywany oddech. Pierwszy tej nocy wyraźny sygnał przyzwolenia dla tego, co ze mną robił. I pierwszy dowód na to, że naprawdę mi się to podoba. Było mi dobrze, cholernie dobrze. Nie chciałam, żeby przestawał. Chciałam więcej. Moja natura dziwki obudziła się już na dobre i wiedziałam, że nie da mi spokoju, dopóki nie zostanę porządnie zerżnięta, dopóki moje ciało nie będzie omdlewało od kolejnych orgazmów.

Mężczyzna odwraca mnie i popycha. Ręce ciągle mam splecione za głową. Czuję się kompletnie bezbronna. Moje piersi i twarz lądują na chłodnej ścianie, która w zetknięciu z moim rozpalonym ciałem, wydaje się lodowata. Podciąga moją spódnicę do góry, silnym ruchem rozrywa rajstopy i odsuwa materiał majtek. W cipce czuję palec, drugi, trzeci. Porusza nimi raz wolniej, raz szybciej. Twarde sutki ocierają się o zimną, lekko chropowatą ścianę. Palce tańczą we mnie a ja już wiem, że nie wytrzymam dłużej. Pierwszy orgazm przychodzi szybko, skurcze są silne, spazmy ogarniają całe moje ciało. Mężczyzna nie wyjmuje dłoni spomiędzy moich ud. Przeciwnie. Porusza nią jeszcze szybciej. Dostaję klapsy. Nie wiem, czy miały boleć. Nie bolą, podniecają jeszcze mocniej.
- Zerżnij mnie. Proszę. Błagam, wsadź mi go. Zeeeerżnij mnie. - Nie poznawałam własnego głosu.
Drugi orgazm jest niespodziewany. Równie silny, co pierwszy. Może nawet silniejszy, bo nogi uginają się pode mną. Muszę w końcu rozpleść ręce i się podeprzeć, żeby nie osunąć się na podłogę. Stoję w rozkroku z policzkiem przyciśniętym do ściany, której chłód teraz przynosi ukojenie. Mężczyzna znów mnie odwraca, tym razem twarzą w swoją stronę. Podaje mi dłoń do oblizania. Spijam z jego palców swoje soki. Obejmuję delikatnie ustami każdy po kolei i ssę łapczywie. Resztki śluzu i śliny wyciera o moje nadal odsłonięte piersi.

- Nie bój się. Jeszcze cię zerżnę mała. Nie dziś. To Twój ostatni egzamin, ale cała praca magisterska do napisania przed Tobą. Pamiętaj o tym. - Ciągle nie miałam odwagi się odezwać. - A teraz wyjdę. Kiedy drzwi się zamkną, doprowadź się do porządku, wróć na miejsce i ucz się. De Sade'a odstaw na półkę. Będę cię obserwował. Jeśli będziesz nieposłuszna, następnym razem nie będzie tak przyjemnie. 

Wyszedł. Zrobiłam wszystko, jak chciał. Egzamin zdałam.


4 komentarze: