piątek, 18 października 2013

Uzależnienie od bólu

Już kiedy mocno trzymając za włosy, prowadził mnie w stronę łóżka, czułam, że dziś będzie wyjątkowo brutalny. Zdecydowanym szarpnięciem w dół dał mi znak, żebym się położyła. Na plecach z szeroko rozłożonymi nogami i rękami za głową, tak jak najbardziej lubi. Oboje wiedzieliśmy, że zasłużyłam na takie traktowanie... Moje zachowanie w ciągu kilku ostatnich tygodni pozostawiało wiele do życzenia, dlatego nawet nie próbowałam się buntować.

Mimo, że wszedł we mnie prawie od razu po przekroczeniu progu mieszkania, moja cipka zareagowała dokładnie tak jak powinna. Przyjęłam go rozpalona, wilgotna i spragniona. Po raz kolejny w Jego oczach widziałam tylko zwierzęcy instynkt. Rżnął mnie szybko, dziko, brutalnie... Pieprzył mnie jak dziwkę, ale przecież do tego jestem... Zaspokajał swoje żądze a we mnie narastało podniecenie i przerażenie. Na oślep bił po twarzy, ściskał sutki, dusił... Gryzł ramiona, piersi, szyję, uszy... Bardzo krótki moment otrzeźwienia przyszedł wraz z metalicznym smakiem krwi w ustach. Wymacałam językiem ślad po ugryzieniu i delektowałam się fakturą przedziurawionej skóry... Wszystko docierało do mnie, jak przez mgłę. Nie wiem, czy przez to, że zaciskając rękę na szyi, tamował dopływ krwi do mózgu, czy przez to, że twarz paliła i drętwiała na przemian od kolejnych uderzeń, czy przez to, że nie mogłam oddychać, bo całował mnie tak mocno, jak nigdy nikt... Zatraciłam się kompletnie, do końca. Orgazmy przychodziły jeden po drugim a On nie przestawał. Nie dałam rady podnosić nóg a On wciąż mnie pierdolił i wciąż było mi dobrze. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, leżałam jak bezwładna lalka a skurcze nadal się pojawiały... 

Podobny scenariusz powtarzał się jeszcze kilka razy dzisiejszego dnia. Bił palcatem po tyłku, cyckach i cipce. Rżnął mnie taką obolałą w różnych pozycjach. Aż do utraty tchu. Aż do zaśnięcia na Jego ramieniu z ciałem wtulonym w Niego najbardziej, jak to możliwe... Łapczywie chłonęłam każdą chwilę z Nim spędzoną... Budziłam się co jakiś czas i spoglądając na zarys Jego żuchwy, na usta i oczy, upewniałam się, że znów naprawdę jest przy mnie. Że przynajmniej przez te kilka godzin oddychamy wspólnym rytmem, jesteśmy tylko dla siebie i że w tym momencie reszta świata ze wszystkimi jego problemami może nie istnieć.

Już Go nie ma, wyszedł... Ale nie wmówiłam sobie Jego obecności. Mam za dużo pamiątek... Lekko odrętwiałą twarz, cudownie spuchniętą wargę, siniaki na piersiach i ramionach, krwiaki i wyraźne ślady zębów na szyi. I jeszcze Jego zapach na skórze. Uwielbiam...

Wiem, że jestem uzależniona. Że nie będę mieć orgazmów bez tego wszystkiego. Bez Niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz